wtorek, 12 marca 2013

Srebrny Wiek WTA: część pierwsza


Od ludzi interesujących się tenisem można często usłyszeć, że rozgrywki WTA najlepsze czasy mają już za sobą. Głośno zastanawiają się gdzie zawodniczki na miarę Graff, Seles, Navratilovej, Vicaro? Narzekają raz za razem przy każdej nadarzającej się okazji na obecny system rozgrywek, tenisistki, korty i tak dalej... Dosyć długo rozmyślałam na te tematy i postanowiłam trochę przybliżyć powody tych pretensji, dla osób niezwiązanych aż tak zapalczywie z tą piękną dyscypliną.

Zacznę z "wysokiego C", bo od oceny czołówki rankingu WTA. Poprzedni sezon ukształtował elitę, która przewodzi rozgrywkom. Do niedawna (nie)kwestionowaną liderką była Białorusinka Victoria Azarenka, która na początku rozgrywek pokazała, że jest w wielkiej formie wygrywając po kolei turnieje w Sydney, wielkoszlemowy Australian Open oraz zawody w Dausze i Indian Wells. Dopiero w Miami, rozgrywanym w marcu, bezpośrednio po wspomnianym Indian Wells, Victorii zabrakło "paliwa" i przegrała z Francuzką Marion Bartoli. Prym wiodła powracająca do wysokiej formy Rosjanka Maria Sharapova. Po ciężkiej kontuzji ramienia, która wykluczyła ją między innym z Igrzysk Olimpijskich w Pekinie wydawało się, że była liderka rankingu znalazła receptę na kolejne sukcesy. Pokonywała swoje rywalki charakterystycznym dla siebie agresywnym tenisem, stąpając krok w krok za Azarenką. W bezpośrednich starciach to jednak Białorusinka była górą- i to prawie za każdym razem. Bardzo dobry start sezonu zaliczyła również Agnieszka Radwańska, wygrywając turniej w Dubaiu i Miami. Dzięki solidnej grze Polka zajęła trzecie miejsce rankingu, a w pewnym momencie była nawet druga. Do głosu bardzo powoli po zawirowaniach zdrowotnych dochodziła słynna Serena Williams. Po sensacyjnym odpadnięciu w pierwszej rundzie paryskiego French Open Amerykanka diametralnie zmieniła swoją grę. W wielkim stylu wygrywała z najlepszymi podczas Wimbledonu, Igrzysk Olimpijskich i US Open. Serena powróciła na "tron" WTA i została liderką rankingu po raz kolejny, kiedy to wygrała ćwierćfinałowy mecz przeciwko Petrze Kvitovej w Doha (Williams ostatecznie przegrała w finale z Victorią Azarenką, obecną wiceliderką).

Tuż za tą pierwszą czwórką znajdują się solidna Angelique Kerber, mistrzyni Roland Garros 2011 Na Li,  była numer jeden Caroline Wozniacki, mistrzyni Wimbledonu z 2011 roku Petra Kvitova, finalistka Rolanda Garrosa 2012 Sara Errani oraz zwyciężczyni US Open 2011 Samantha Stosur. Kiedy patrzy się na wymienioną przeze mnie grupę zawodniczek na pierwszy rzut oka nie ma się do czego przyczepić- panie mają na koncie wiele wygranych turniejów, w tym Wielkich Szlemów, a to właśnie tego wymaga się od pierwszej dziesiątki touru. Kiedy jednak przyjrzymy się głębiej wynikom, jakie tenisistki z miejsc 5-8 osiągały w rywalizacji z Pierwszą Czwórką... Wrażenia są marne. Można wyróżnić pojedyncze mecze, które faktycznie grane były na najwyższym poziomie. Aby jednak nie przedłużać powiem krótko- obecne tenisistki są niezwykle nierówne. Potrafią zagrać swój najlepszy tenis jednego dnia, aby w następnym przegrać z zawodniczką z przysłowiowych otchłani rankingu. Różnice między Pierwszą Czwórką, a resztą stawki rysują się coraz wyraźniej w obecnym sezonie.

Victoria Azarenka, która zaliczyła słaby początek sezonu, jakimś cudem obroniła tytuł wywalczony w Melbourne. Gdyby przejrzeć statystyki byłej liderki, można się głęboko zastanowić jak tego dokonała. Białorusinka sprawiała wrażenie tenisistki bardzo słabo przygotowanej do rywalizacji, a eksperci i fani zachodzili w głowę, kto wyrzuci Azarenkę z turnieju. Ona jednak obroniła tytuł.  To najlepszy przykład na to, że panie boją się meczów z Czwórką jeszcze przed wyjściem na kort i mimo ich słabego dnia nie potrafią wykorzystać swoich zalet i wygrać. To z resztą nie dotyczy tylko tenisistek rankingowo słabszych. Sharapova od lat nie może pokonać Sereny Williams, mimo, że znajduje się w wysokiej formie. Radwańska już w szatni przegrywa z Azarenką, nie mogąc się skupić i znaleźć swojego rytmu. I jak tu zrozumieć ten damski tenis?

Z własnego boiskowego doświadczenia, moge domyślać się, kobiety mają pewną cechę, powodującą niezwykłą nieregularność i niezwykłość kobiecej rywalizacji. Mają one naturalną predyspozycję do utrzymywania tylko przez krótki okres czasu wysokiego poziomu koncentracji. Kiedy grają dobrze i są z siebie zadowolone, przychodzi fala psychicznego rozprężenia, która sprawia, że równie szybko jak zbierają się w sobie i koncentrują, tak szybko to wszystko tracą. Dokładnie w tym samym momencie przeciwniczka (lub przeciwniczki) przechodzi ten sam proces tylko w zupełnie odwrotną stronę, czyli skupia się, wypełnia ją wola walki, prowadząca z reguły do lepszej gry i kondycji mentalnej. Jak to kiedyś powiedział francuski tenisista Jo-Wilfried Tsonga- sport kobiet to gra nerwów, tu nie chodzi o umiejętności, tylko o głowę.

Inną przyczyną na pewno są zmiany jakie zaszły w ciągu lat w tenisie. Korty są wolniejsze, mimo, że preferuje się w damskim tenisie agresywny styl gry. Rakiety są lżejsze, a do nich firmy dorabiają słynne, jaskrawozielone piłeczki o różnych właściwościach. Grania jest coraz więcej, mimo, że sportowcy apelują o zmiany w tenisowym kalendarzu. W dużym stopniu te wszystkie zmiany są robione "pod panów", ale o tym w innym tekście :).

Pod koniec tego sezonu będzie można już śmiało stwierdzić, czy damski tenis wraca na właściwe tory, w stronę złotych lat. Okaże się, czy Serena Williams nie zdominuje rozrywek? Czy może nie zrobi tego Azarenka? Czy ktoś jeszcze włączy się do elity? Dla Polaków ważnym pytaniem jest oczywiście, czy w "topie" utrzyma się Agnieszka Radwańska? Teraz jest jeszcze za wcześnie. Ale wszyscy eksperci i dziennikarze mówią, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Na razie nazwijmy ten stan Srebrnym Wiekiem WTA...

1 komentarz:

  1. O ile za czasów liderowania począwszy od Safiny, a skończywszy na Wozniacki, kobiecy tenis powoli umierał, tak od ponad roku zalicza progres. W tourze mamy kilka mocnych rakiet, trzymających dobry poziom już od kilku miesięcy. Oczywiście nie można tego porównywać do czasów takich legend jak Navratilova, Seles, Graf, Davenport czy Henin, ale na pewno wygląda to lepiej niż choćby w okresie 2008-2011.

    OdpowiedzUsuń